Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Farafelka.

Zmienić życie - łatwo powiedzieć. Zanim to życie zmienisz trzeba jeszcze wstać z łóżka. Wyobrażasz to obie? WSTAĆ. Z. ŁÓŻKA. Są rzeczy ciężkie i cięższe do osiągnięcia, no ale żeby od razu porywać się na takie przedsięwzięcia? Powiedziałem sobie: nie. Nie tym razem! Mam jeszcze swoją godność człowieka, nie zmuszą mnie do niczego, jestem wolnym człowiekiem, znam swoje prawa, koniec! Szkoda tylko, że obowiązków nikt nie chciał poznawać. Jak to leciało z tym zmienianiem życia..? Ach tak. Zmienić życie . Zmienić je! Zgoda. Najpierw wybierz się do psychiatry, posłuchaj, że jesteś całkiem normalny, tylko po prostu chory (normalnie nienormalny? Mydlenie oczu.) i potrzebujesz pomocy. Okej. Wychodzisz i odwiedzasz kebsa na rogu, gdzie piecze dwa razy, wszyscy się cieszą, żartują sobie z tego nie tylko gimbusy, przy stoliku zobaczysz dwóch takich, którzy będą się śmiali, że z tym kebabem to jak z dziewicą - wchodzi szybko i szybko się kończy, a potem boli jeszcze ze dwa razy. Mój kraj taki piękn

Sen o duchu i szalonym bożku.

Domek nad jeziorem, przy którym rósł las, a który stał na połaci dzikiej zieleni, był naprawdę niewielki. Postawiony na planie kwadratu nie miał w sobie nawet łazienki - ot jeden pokój, w którym znajdowało się łóżko, szafka, tapczan i niewielka kuchnia z niewielką lodówką i starą kuchenką - stary, letniskowy domek, który przez cienkie ściany nie nadawał się do zamieszkania. Domek, w którym pewna niewiasta straciła życie. Dlatego tutaj przyjechali - nie na wakacje, nie po to, by opijać się piwem - trójka ludzi, którzy, wiesz, mogliby siebie wzajem nazywać przyjaciółmi - ludzie dorośli i bogaci w doświadczenia w świecie zniszczonym, w którym bardzo niewielu przetrwało, a ci co przetrwali musieli jakoś orać koniec z końcem. Wysiedli z samochodu, podwiózł ich z miasteczka nieopodal zleceniodawca, który chciał to miejsce zająć, ale w miasteczku twierdzono, że ziemia ta jest przeklęta - że każdy, kto tutaj przyjdzie, zostaje wciągnięty w mętne wody jeziora i słuch po nim ginie - tak jak zag

Bonć mno.

Obraz
Bądź mną. Graj w fabularną grę tekstową mhrocznym wampirem. Ale takim mrocznym, że kurwa flaki latają, dziewice dochodzą, i zabijasz jednym kichnięciem. Bardziej mrocznym się być nie da. W sumie to jesteś wyjebistą, chodzącą, mroczną legendą. Pisz od czasu do czasu, bo w  sumie nie masz czasu. Albo masz. Nikt nie wie. W sumie to nie piszesz już wcale. Ale się zaloguj do tej gry, no bo w sumie kurwa czemu nie, przecież nikt się nie spodziewa hehe. Bądź Władcą Mroku i wampirem level 548476565746. Wszystkie loszki twoje. Rozejrzyj się swoim mrocznym wzrokiem po grze... Po czym zapytaj znajomej, czy nie wyśle ci prezenciku w Słodkim Flircie. Tego w końcu też nikt się nie spodziewa.

To już maj.

Obraz
Spoglądając zupełnie w monitor komputera pomyślałeś: straciłem wszystko. Zobacz, jak dni zlały się ze sobą. Dopiero była Wielkanoc. Pisano i mówiono o niej wszędzie, facebook kipiał, w wiadomościach nie można było usłyszeć nic innego poza tym, jak spędza się święta w danych regionach świata i co najlepiej na święta ugotować, a ty? Ty siedzisz z rodziną przy małym stoliku i klepiesz w klawiaturę zamówionego posta na fanpage'a fitness clubu. I to całkiem w porządku, tak ci się wydaje. Całe to sprzątanie, gotowanie, chociaż potem padasz zmęczony do łóżka i zastanawiasz się, jak szybko dane ci będzie uciec w bezpieczne cztery kąty, gdzie panuje absolutna cisza... i kiedy wreszcie się do nich dostajesz, orientujesz się, że wcale nie są bezpieczne. Są potworem, który pożera cię w całości i wypluwa przemielonego. Oto, czym stał się ten "bezpieczny dom". Kiedy jest źle, myślisz więc o jakiejś odskoczni. Więc jak, może jakieś pisanie? Zobacz, jak zaniedbujesz swój twór, o któr

Z pamiętnika ślepego Boga: Bohaterowie umierają.

Miał starą, czarną bluzę z kapturem, która dopasowywała się do jego ciała tylko dlatego, że miał dość szerokie ramiona i gdyby ściągnął koszulkę, zobaczylibyście ciało wyrzeźbione ciężką pracą i treningiem - Los wziął dłuto w swoje ręce i zostawił blizny, wykuł mięśnie, które nie miały niczego wspólnego z sześciopakiem ani pięknymi rysami ciałka pedałka wyciągniętego prosto z siłowni, który zamiast siłą operował wyglądem. Do tego czarne dżinsy, jedne z tych lekko obdrapanych, lekko powycieranych, ale przynajmniej nie starych, były już powycierane fabrycznie, żeby miały pazurek i nie były prostymi dżinsami, których pełno - chociaż takich też pełno - i całkiem nieźle wyglądały na jego nogach, nie obcisłe, nogawkami ginąc w czarnych, poobdzieranych, wojskowych butach zawiązanych porządnie, by nie zsuwały się z nóg - pomimo tego, że swoje już przeszły, to były zadbane - wyczyszczone, mające na sobie ledwo dzisiejszą warstwę kurzu, która nie była widoczna w półcieniach, chowając się za nagi

Walniętynki.

Jasne, już przecież x dni po walentynkach, x tygodni, wieki kurwa, neony całe minęły! Z czym ja więc do ludzi, o co tutaj chodzi? Tak samo jak z tamtym opóźnionym (w rozwoju) Grudniem (tutaj musiała pojawić się duża litera, tamten Dzień stał się świętem), tak i tutaj wymaga to pieczęci, która zastygnie gdziekolwiek, by pewnych rzeczy nie zapomnieć - tych, które są na tyle cenne, że nie chce się ich wypuścić ze swoich dłoni, skoro już raz je pochwyciliśmy. Wspomnienia zbyt często są zniekształcane przez nasze umysły. Wszystko zaczęło się od zwykłego żarciku, no wiecie - walentynki! - święto, którego nienawidzę i go nie obchodzę, chyba że dla czystych śmieszków zbyt komercyjne, zbyt wymuskane w czerwieni i różu - rzucone hasło: pójdźmy na Pisiąt Twarzy Geja do kina! Więc poszliśmy. Dlaczego nie. Tylko szybko, szybciej, bookuj te bilety, no szybciej! Kurwa nie mam pieniędzy na koncie! Ja też nie! Ale mam oszczędności! ... Serio Sahir, serio? Chcesz wydawać oszczędności na 50 Twarzy Greya

Wspomnienie Magicznego Grudnia - Komentarz

Z niewiadomych przyczyn komentarze tutaj zawodzą, ale otrzymałem ten komentarz od osoby, z którą tamten Dzień spędziłem poprzez gadu-gadu. Zamieszczam go tutaj, bo wiele dla mnie znaczy. Enjoy~ Miałam zdecydowanie najpiękniejszy grudniowy dzień od lat. Chociaż dam sobie głowę uciąć, że to był szesnasty i zapewniam, że to mojej pamięci bardziej można tu ufać. Chyba faktycznie robiło się już ciemno - zapewne mieliśmy wyjść wcześniej, ale ja jak zwykle zbierałam się do wyjścia przynajmniej godzinę dłużej, niż planowałam. Ruszyliśmy na ten cholerny przystanek, na który tak bardzo nie lubiłam codziennie dreptać z samego rana - uroki zajęć wiecznie na ósmą. Ale tym razem było jakoś milej, w końcu jechaliśmy na Rynek, nie na uniwerek. I przede wszystkim, jechałam z Nim - z Nim zawsze było milej. No więc ruszyliśmy - On bez rękawiczek, dzielnie trzymając jednak telefon w łapkach - po co wsadzić je do kieszeni, przecież Pokemony same się nie złapią, ja - bez skarpetek, w spodniach nie zasłan

Wspomnienie Magicznego Grudnia.

Coś lepi się do zębów, coś przylepia się do języka i nie chce z niego zejść - pocierasz, pocierasz, w końcu na języku powstaje rana, której nie pozwalasz się zasklepić, którą ciągle przygryzasz i odczuwasz z tego głupią przyjemność - nieprzyjemnie jest dopiero kiedy pozwalasz jej być samej dla siebie. Więc gryziesz. Nawet gdy wiesz, że ta rana może się powiększyć. Miałem chyba najpiękniejszy grudniowy dzień od lat. To był dwudziesty drugi? Może dwudziesty pierwszy... powoli już zmierzchało, ale to nic - lubię zmierzch, chociaż potrafi on mijać się z przyjemnością, kiedy przez cały miesiąc za oknem szaruga i ciemno robiło się przez to już po piętnastej, takie uroki Wrocławia, w którym ciężko wypatrzeć nawet jedną gwiazdkę na nieboskłonie. Tamtego dnia nie musiałem ich wypatrywać. Poszedłem z Nią na przystanek, którym codziennie jeździliśmy na uniwersytet, każdy na swoją godzinę, każdy w swoją stronę, każdy własnym numerem - dzisiaj jechaliśmy tym samym - kierunek? Rynek. Tam, gdzie gw