Walniętynki.
Jasne, już przecież x dni po walentynkach, x tygodni, wieki kurwa, neony całe minęły! Z czym ja więc do ludzi, o co tutaj chodzi? Tak samo jak z tamtym opóźnionym (w rozwoju) Grudniem (tutaj musiała pojawić się duża litera, tamten Dzień stał się świętem), tak i tutaj wymaga to pieczęci, która zastygnie gdziekolwiek, by pewnych rzeczy nie zapomnieć - tych, które są na tyle cenne, że nie chce się ich wypuścić ze swoich dłoni, skoro już raz je pochwyciliśmy. Wspomnienia zbyt często są zniekształcane przez nasze umysły. Wszystko zaczęło się od zwykłego żarciku, no wiecie - walentynki! - święto, którego nienawidzę i go nie obchodzę, chyba że dla czystych śmieszków zbyt komercyjne, zbyt wymuskane w czerwieni i różu - rzucone hasło: pójdźmy na Pisiąt Twarzy Geja do kina! Więc poszliśmy. Dlaczego nie. Tylko szybko, szybciej, bookuj te bilety, no szybciej! Kurwa nie mam pieniędzy na koncie! Ja też nie! Ale mam oszczędności! ... Serio Sahir, serio? Chcesz wydawać oszczędności na 50 Twarzy Greya