Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2017

Walniętynki.

Jasne, już przecież x dni po walentynkach, x tygodni, wieki kurwa, neony całe minęły! Z czym ja więc do ludzi, o co tutaj chodzi? Tak samo jak z tamtym opóźnionym (w rozwoju) Grudniem (tutaj musiała pojawić się duża litera, tamten Dzień stał się świętem), tak i tutaj wymaga to pieczęci, która zastygnie gdziekolwiek, by pewnych rzeczy nie zapomnieć - tych, które są na tyle cenne, że nie chce się ich wypuścić ze swoich dłoni, skoro już raz je pochwyciliśmy. Wspomnienia zbyt często są zniekształcane przez nasze umysły. Wszystko zaczęło się od zwykłego żarciku, no wiecie - walentynki! - święto, którego nienawidzę i go nie obchodzę, chyba że dla czystych śmieszków zbyt komercyjne, zbyt wymuskane w czerwieni i różu - rzucone hasło: pójdźmy na Pisiąt Twarzy Geja do kina! Więc poszliśmy. Dlaczego nie. Tylko szybko, szybciej, bookuj te bilety, no szybciej! Kurwa nie mam pieniędzy na koncie! Ja też nie! Ale mam oszczędności! ... Serio Sahir, serio? Chcesz wydawać oszczędności na 50 Twarzy Greya

Wspomnienie Magicznego Grudnia - Komentarz

Z niewiadomych przyczyn komentarze tutaj zawodzą, ale otrzymałem ten komentarz od osoby, z którą tamten Dzień spędziłem poprzez gadu-gadu. Zamieszczam go tutaj, bo wiele dla mnie znaczy. Enjoy~ Miałam zdecydowanie najpiękniejszy grudniowy dzień od lat. Chociaż dam sobie głowę uciąć, że to był szesnasty i zapewniam, że to mojej pamięci bardziej można tu ufać. Chyba faktycznie robiło się już ciemno - zapewne mieliśmy wyjść wcześniej, ale ja jak zwykle zbierałam się do wyjścia przynajmniej godzinę dłużej, niż planowałam. Ruszyliśmy na ten cholerny przystanek, na który tak bardzo nie lubiłam codziennie dreptać z samego rana - uroki zajęć wiecznie na ósmą. Ale tym razem było jakoś milej, w końcu jechaliśmy na Rynek, nie na uniwerek. I przede wszystkim, jechałam z Nim - z Nim zawsze było milej. No więc ruszyliśmy - On bez rękawiczek, dzielnie trzymając jednak telefon w łapkach - po co wsadzić je do kieszeni, przecież Pokemony same się nie złapią, ja - bez skarpetek, w spodniach nie zasłan

Wspomnienie Magicznego Grudnia.

Coś lepi się do zębów, coś przylepia się do języka i nie chce z niego zejść - pocierasz, pocierasz, w końcu na języku powstaje rana, której nie pozwalasz się zasklepić, którą ciągle przygryzasz i odczuwasz z tego głupią przyjemność - nieprzyjemnie jest dopiero kiedy pozwalasz jej być samej dla siebie. Więc gryziesz. Nawet gdy wiesz, że ta rana może się powiększyć. Miałem chyba najpiękniejszy grudniowy dzień od lat. To był dwudziesty drugi? Może dwudziesty pierwszy... powoli już zmierzchało, ale to nic - lubię zmierzch, chociaż potrafi on mijać się z przyjemnością, kiedy przez cały miesiąc za oknem szaruga i ciemno robiło się przez to już po piętnastej, takie uroki Wrocławia, w którym ciężko wypatrzeć nawet jedną gwiazdkę na nieboskłonie. Tamtego dnia nie musiałem ich wypatrywać. Poszedłem z Nią na przystanek, którym codziennie jeździliśmy na uniwersytet, każdy na swoją godzinę, każdy w swoją stronę, każdy własnym numerem - dzisiaj jechaliśmy tym samym - kierunek? Rynek. Tam, gdzie gw