Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2016

Zależy Ci.

Zastanawiasz się jak to jest, że w życiu zależny ci na naprawdę niewielu sprawach - i każdy powiedziałby, że są durne, marne, że nic nie znaczą - a przynajmniej powiedzą to Ci, którzy cię nie znają. Ci, którzy znają, powiedzieli już dawno temu: jak mógłbym mówić, że to, na czym ci zależy jest błahe, kiedy sama uznałaś je za ważne? W rosnących stosach priorytetów pędzącej codzienności chyba po prostu nie możesz się odnaleźć - dlatego pracę, studia, jakiś licencjat, magisterka, doświadczenie, założenie rodziny - wszystko to coraz bardziej milknie, niknie i oddala się - dalej i dalej, aż do zaniku szarości. Tam, gdzie były kiedyś rozbite w pył dziecięce marzenia, o których zachowanie tak długo się modliłaś. Teraz możesz modlić się tylko o to, by chociaż ten pył nie zniknął - spróbuj zebrać go do słoika, odstawić na biurko i nie sięgać do niego zbyt często chociaż wiem, jak to kusi - przecież sam sięgam do niego mimowolnie... - chwile, w których odkręcasz wieko, przychodzą same, a ty wraz

Boli głowa.

Ugh, boli głowa... Wszystko boli. Wstałeś lewą nogą z łóżka i już wiesz, że dzień będzie nieudany - ględzenie tych wszystkich pozytywnych ludzi "ee tam, rozbudzisz się i będzie w porządku!" tylko bardziej wkurza. Wszystko wkurza. Zaczynasz już wiedzieć, że to jedno z tych typowo polaczkowych zrzędzeń, chociaż niby nie lubisz schematów - nie oszukujmy się, schematy zawsze będą, w naszym rękawie leży tylko odpowiednie rozegranie ich, żeby z irytujących wierzeń Wiary przemienić je na coś zabawnego. Dlatego myślisz sobie: no tak, więc zrzędzę - i co z tego? Brakuje mi teraz tylko piwa w ręce, telewizora i dobrego meczu piłki nożnej - najlepiej reprezentacji Polski, żeby było jeszcze bardziej abstrakcyjnie - nie urażając, naturalnie, fanów tego sportu - po prostu sam go nie rozumiesz, zawsze był tylko bieganiną za piłką, tak jak i szanujesz to, że inni nie rozumieją twojego całodniowego spędzania dnia przed komputerem. Każdy ma własne hobby. Tylko teraz stop - zacznie się robić zb

Długa droga do domu.

Stoisz w progu swojej kuchni. Wiecie - kuchnia jak kuchnia, nie ma w niej niczego nadzwyczajnego - trochę paprochów na blacie, czyste kafelki, bo przecież wczoraj myłeś podłogę, ba! - przecież nawet odkurzyłeś pół mieszkania, taki jesteś z siebie dumny! - i mówisz. Stoisz i mówisz. W sumie nie jesteś nawet pewien co - głupoty przeciekają przez twoje usta z taką samą łatwością z jaką alkohol rozgrzewa trzewia wlany odpowiednio szybko do brzucha - pół śnisz, bop to musi był pół sen, gdy nic wokół ciebie się  nie przesuwa, nie przemieszcza, a biel cicho chodzącej lodówki i szum wiatru za oknem są jakby obok ciebie - wszystko jest obok ciebie. Nawet twoje własne ciało. Mówisz. Nie przyszedłeś tutaj nawet w żadnym konkretnym celu, a przynajmniej teraz ten cel się nie klaruje - ciężko by było, kiedy wszystko tonie w swojej ciszy - mówisz... i nie słyszysz swoich własnych słów. Mówisz do swojej koleżanki. Stoi przy oknie i wygląda przez nie - chyba, koniec końców, tylko ją dostrzegasz -