Introwetyk.

Przedstawiał się tak przed całym światem - Ekstrawertyk, tak było mu na imię, Uśmiechnięty Buntownik z Wyboru - tak go postrzegali.
Wszystko byłoby pięknie fajnie, gdyby nie fakt, że był przecież Chorym Introwertykiem.

Przyszedł na świat z szeroko rozwartymi powiekami - i kochał ten świat, doceniał jego piękno, każdy promień słońca padający na załamującą się tafle wody, każde pióro wróbla przelatującego nad oknem, każde drżenie liści topoli - i wierzył, że skoro ten świat jest tak piękny, to i ludzie muszą w sobie to piękno nosić, dlatego wyciągnął swoje serce na drewnianą tacę - nie poszukiwał srebrnych zastaw, które tylko oślepiałyby, odbijając blask dnia. Więc ludzie brali, kawałek po kawałku, stopień po stopniu, obracali się, robili swoje, wbijali gwoździe, zapominali, dorabiali kolejnych igieł, tłamsili, przypominali, że bycie tutaj dziwnym nie jest wszystkim w smak. Przypominali o tym również nauczyciele, którzy przecież mieli przynieść wiedzę i mądrość.
Przynieśli rozczarowanie.
Proces tego tłamszenia był całkiem naturalny - zamykał się coraz bardziej i bardziej, przestawał chcieć - robił tylko to, co musiał - aż pewnego dnia zamiast uśmiechać się szczerze uśmiechnął się z jadem.
Skrzywdziliście mnie, więc teraz ja skrzywdzę was.

~*~

Zawsze się zastanawiałem na jakiej zasadzie funkcjonuje społeczeństwo... nie, przepraszam, już źle zacząłem: na jakiej zasadzie funkcjonuje ludzie serce w społeczeństwie: jedno, pojedyncze, nie jako całość, a jako samodzielna, samoświadoma jednostka - oprócz naturalnego, biologicznego względu egzystowania - od początku próbują nam udowodnić, że człowiek do funkcjonowania potrzebuje innych - chyba się z tym zgodzę - że aby żyć dobrze, szczęśliwie, należy mieć gromadkę przyjaciół, być może chłopaka/dziewczynę, zrobić dobre studia i szkołę - posiadany tytuł magistra ma zapewnić nam przyszłość i ułatwić do dogrzebania się do wartościowych ofert - i już zasypani tymi najbardziej banalnymi, do porzygu powtarzającymi się prawdami, za które mógłbym dostać tytuł "Kapitana Oczywistość", nie mamy miejsca na to, by się zatrzymać i zdrowo rozejrzeć dookoła.
Złapać piękno.
My - introwertycy.
Zaś My - ekstrawertycy?
Właśnie, widzicie - ta kwestia serca, które dopasowując się do wielkiego, odgórnie ustalonego gdzieś na początku stworzenia świata prawa, jakoś bije w stadzie - w społeczeństwie, się znaczy - starając się odnajdywać własny rytm - jeśli jest otwarte, dostatecznie głośne, pewne siebie, to zostanie uznane za ekstrawertyka - jeśli jest ciche, wolne, wpatrujące się w wewnętrzny świat, szukając ukojenia, zaraz zostanie wrzucone do worka introwertyków - innymi słowy: ludzie dobrzy i źli. Przynajmniej według postrzegania społeczeństwa.
Tak nie powinno być.
Zbyt łatwo przychodzi ocena bez zrozumienia - a żeby zrozumieć, należy najpierw posiąść wiedzę na jakiś temat.

Zostawiam was z filmikiem, który podrzuciła mi dzisiaj znajoma, a który doprowadził w ciągu tych dwudziestu minut do dość mocnego wahania mojego nastroju - wszystko przez to, że usłyszenie prawdy mocnej, czystej i wdzierającej się do wnętrza umysłu zawsze piorunuje bardziej czy mniej - zwłaszcza, gdy nie jest to prawda wyjmowana z ust Kapitana Oczywistości.
Mojej znajomej pozwolił poczuć się normalnie.
Mi pozwolił... chyba na to samo.
Mam nadzieję, że pomoże i wam, a jeśli pomocy nie szukacie, to zapewni odpowiednio ciekawy, charyzmatyczny dialog, który można nawiązać z mówiącym, dostarczając paru ciekawostek.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bajka o żabie i skorpionie.

Farafelka.

Bonć mno.