Witaj.

Witaj (z szeroko rozwartymi ramionami, z szeroko zamkniętymi oczami) w nowym roku szkolnym - jak się bawisz? Jak twój plan zajęć? Jak czujesz się jako student? Uczeń? - więcej, dajcie nam więcej pytań, bo przecież to nie tak, że słyszymy je co roku, co pół roku - biada studentom... Nie jest źle, w końcu są pytania zadawane o wiele częściej, ale jakoś te są wybitnie drażniące, wwiercają się złośliwością w twoje bębenki uszne pewnie dlatego, że poza szkołą chciałbyś o niej najlepiej zapomnieć i udawać, że już nic cię nie obchodzi, że niczego nie musisz - żyć be konieczności jutra, świetna sprawa - i tak się witasz. Samego siebie, chociaż powitało cię bardzo wielu na uroczystym otwarciu i inauguracji - bardziej uroczyście się nie da, sorry - ale wracasz do cichego domu, gdzie wyskakuje współlokatorka, w której oczach widzisz wkurwienie, mówi ci, że ślusarza zamówiła, bo twoje drzwi trzaskają i zamyka się zaraz w swych czterech ścianach - jest dość przyjemnie, no nie? Dzień tak samo szary jak każdy poprzedni, ale zaraz będzie bardzie kolorowy - tak sobie tylko czas na zatonięcie w przerażającym uzależnieniu, jakim jest podróżowanie po innych światach, do których masz dostęp tylko Ty - kluczem twym wyobraźnia, kłódką realizm, łańcuchami oplatającymi wrota codzienność - na szczęście ogniwa są bardzo słabe, przecież splatasz je z tego, co za wrotami - dotknij je, niech opadną - kłódka uderzy o podłogę i będziesz mógł przejść do miejsca, które ukochałeś, pełne barw. Twój Przyjaciel powie Ci, że to przyjemność w kolorze Bordo. Słodko. Naprawdę słodko... Tak się właśnie podnosisz na śliskim lodowisku, na łyżwach, w których podróżujesz przez życie, bardziej czy mniej nieudolnie, nie zawsze nawierzchnia jest gładka i wypolerowana, na szczęście dzisiaj jest. W tym dniu powitania, gdy zatrzymujesz się przed światłem monitora, dobrowolnie porzucasz gnębiące cię myśli. Nie myśl. Masz rację: po prostu nie myśl... Szczęście jest bardzo blisko, na wyciągnięcie dłoni, wystarczy prześlizgnąć się przez codzienność - założę się, że i Ty próbujesz rozglądnąć się za czymś lepszym - po prostu nie każdy z nas określił, czym to "lepsze" jest.
Lubię bardzo to zdanie: smutek pożegnań istnieje po to, by można się było cieszyć z powitań.
Lubię je tak bardzo dlatego, że jest smutnym, wierutnym kłamstwem - najgorszym z możliwych. Tym kłamstwem, którym oszukujemy samych siebie. Zbyt wiele pożegnań jest trwałych, po których nie nastąpi żadna radość z powitania. Nikt nie powie "witaj" i nie uda się już otworzyć nałożonej kłódki - realizm i codzienność uderzą, splotą się ze sobą, wgłębią się w Ziemię połączoną mocą i zneutralizują kluczyk, zresztą twoje dłonie i tak nie będą wtedy w stanie go utrzymać.
W końcu nie byłbyś sam, gdyby tamto zdanie miało jakikolwiek sen, nie uważasz?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o żabie i skorpionie.

Farafelka.

Bonć mno.